„Religijna osoba jest przeświadczona o znaczeniu nadnaturalnych bytów, które ani nie wymagają ani nie są w stanie dostarczyć racjonalnych dowodów swojego istnienia”
– Albert Einstein
Bez sensu. Wszystko jest bez sensu. Gdzie go szukać, skoro nigdzie go nie widać? Gdzie jest Sens? Czym jest sens? Dlaczego jest taki ważny? A skoro go nie ma, to skąd wiem, że jest ważny?
Chodzenie do pracy nie ma sensu, wstawanie i kładzenie się spać nie ma sensu. Nawet leżenie w łóżku w poszukiwaniu snu też nie ma sensu. Wszystko jest pustką. Wewnątrz i na zewnątrz. Wszędzie wokół. Co zrobić, żeby nadać czemuś sens? Za chwilę utonę w bezsensie. Takim bezkresnym i bezdennym. Czy to jest już koszmar? Czy warto trwać czy nie warto? Machać rękami by utrzymać się na powierzchni, czy pójść na dno?
Ile osób ma takie rozterki? Skąd biorą się Ci szaleńcy, którzy mimo wiadomego bezkresu, dalej machają, skąd biorą siłę? Po co w ogóle się utrzymują na powierzchni? Oni chyba po prostu wierzą w sens. Tak jak wierzymy w różne rzeczy. Mawiają, że wiara góry przenosi i chyba coś w tym jest.
Wiara w sens. Czymkolwiek by ten sens miał być. Jakaś zagadka, coś nieudowodnionego, a jednak trzyma ludzi przy życiu. Co wygrywają ci wierzący? Co osiągają?
A może pytanie należy postawić odwrotnie – co tracą ci, którzy wiary w sens nie mają i toną? No i skąd od razu założenie, że tracą? A może to oni są tymi prawdziwymi wygranymi? Może to oni mają rację?
Ludzki umysł jest przedziwny. Dlaczego dla jednych „sens” to jedynie abstrakcyjne pojęcie, a dla innych stanowi istotę życia? A może sens to jest jedynie gonitwa za czymś wyimaginowanym? Może to także złudzenie, bo może sensu wcale nie ma? Bez znaczenia, czy wierzymy czy nie. Czy w takim razie ludziom ulegającym złudzeniom żyje się lepiej, łatwiej i bezpieczniej? Czy są szczęśliwsi na końcu swojej drogi? Bo przecież każdy idzie drogą, która się kiedyś skończy. Nieodwołalnie i bezwarunkowo.